Co by się stało z Ziemią gdyby z atmosfery usunąć CO2?

ResearchBlogging.orgW 1991 r. Richard Lindzen wyliczył, że para wodna i chmury to 98% efektu cieplarnianego, a dwutlenek węgla to mniej niż 2%. I chociaż łatwo sprawdzić przy pomocy obliczeń mieszczących się z tyłu zużytej koperty, że się grubo mylił, to wynik ten pokutuje po dziś dzień na blogach denialistów. Może dlatego warto wrócić do tego tematu i pokazać co na ten temat mówi współczesna nauka.

Pretekstem do tego może być ukazanie się w Science artykułu Lacisa i innych [1], nie tylko wyliczającego wkład poszczególnych składników atmosfery do całkowitego efektu cieplarnianego ale dodatkowo pokazujący przy pomocy modelu klimatycznego [2] jaki byłby skutek całkowitego usunięcia CO2 z atmosfery. A byłby on dramatyczny.

Jak już pisałem, naturalny efekt cieplarniany, czyli różnica pomiędzy temperaturą średnią “efektywną” jaką powierzchnia Ziemi miałaby gdyby atmosfera nie absorbowała w zakresie długofalowym (podczerwieni), a temperaturą obserwowaną to 33 °C. Do wyliczenia temperatury efektywnej wystarczy znać strumień promieniowania krótkofalowego (widzialnego) płynący ze słońca, oraz ile z niego jest odbijane (tzn nie zaabsorbowane) łącz nie przez atmosferę lądy i morza (czyli albedo). Obie te wartości znamy dość dobrze a fizyka (prawo Stefana-Boltzmanna) jest na poziomie dobrego programu szkoły średniej.

Ponieważ wiemy jak dużo promieniowania długofalowego jest absorbowane przez każdy ze składników atmosfery (chmury są tu traktowane jako składnik odrębny niż para wodna) możemy dość łatwo rozdzielić między nie zasługi w grzaniu Ziemi. Dość łatwo, ale nie trywialnie łatwo. Problemem jest tu to, że nie są one addytywne (nie da się ich zwyczajnie dodać). Przyczyną jest pokrywanie się pasm absorpcji różnych składników atmosfery i nieliniowość efektu względem ich koncentracji (o tym także już pisałem). Autorzy rozwiązali to prosto i sprytnie, uśredniając dla każdego składnika efekt dodania go do innych i odjęcia go od całkowitego efektu. Gdy ma się model, w który wbudowana jest spektralna absorpcja każdego z tych składników to jest to zadanie jakie można zadać studentowi “na jutro rano”. Wynikiem takiego zadania domowego jest poniższy rysunek z artykułu (wartości zaznaczone liniami kropkowanymi i przerywanymi to wyniki właśnie dodawania i odejmowania danego składnika):

Od razu widać, że Lindzen pomylił się mniej więcej 10 razy: CO2 to 20% efektu cieplarnianego a “inne” (metan, ozon, tlenek azotu i  freony) to 5%. Czyli nadal para wodna i chmury to 75%. Dwadzieścia procent to więcej niż 2% ale mimo wszystko to nie dużo. Czy jest więc w ogóle sens przejmować się tym dwutlenkiem węgla? Otóż jest. Różnica między tymi dwoma słupkami po prawej a tymi po lewej jest taka, że te po prawej w temperaturach występujących gdziekolwiek w atmosferze ziemskiej nie kondensują (skraplają się), ich koncentracja nie zależy zatem od temperatury. Dlatego nazywamy je wymuszeniami (forcings). Te po lewej natomiast  są silnie zależne od temperatury: jakakolwiek jej zmiana powoduje zmiany koncentracji pary wodnej i ilości chmur w atmosferze. Dlatego nazywamy je sprzężeniami zwrotnymi (feedbacks). Zmiany wymuszeń są tym co steruje tymi sprzężeniami zwrotnymi. I to zapewne ma symbolizować ta waga na rysunku, gdzie 25% waży więcej niż 75%.

Ta arytmetyka może wydawać się skutkiem fanatyzmu klimatologów, ale byłby to błędny wniosek. Po prostu jeśli usunąć gazy cieplarniane “niekondensujące” z atmosfery to koncentracja pary wodnej także spadnie. I to spadnie stanowczo: jej zależność od temperatury jest prawie eksponencjalna. Skutkiem tego jest trzykrotne wzmocnienie każdej zmiany równowagi radiacyjnej przez łączy efekt zmian ilości pary wodnej i chmur. Autorzy zrobili zresztą eksperyment numeryczny: zmniejszyli w modelu klimatycznym momentalnie koncentracje niekondensujących gazów cieplarnianych do zera i śledzili efekt tego przez 50 lat. Jest to odpowiednikiem wykonania przez złotą rybkę życzenia dziecka, które nauczono że dwutlenek węgla, metan itp. są “złe”. Jak widać z poniższego rysunku nie jest to do końca prawdą:

Efekty są dramatyczne. Ziemia bez CO2, O3, CH4, N2O i freonów w atmosferze ochładza się w ciągu kilku dekad o około 35 stopni. Koncentracja pary wodnej spada 10 razy.  Dwie trzecie oceanów pokryte jest lodem.

Uważny czytelnik zapyta jak to jest możliwe, że temperatura spadnie o 35 stopni podczas gdy efekt cieplarniany to 33 C.  Tak, 33 stopnie ale przy założonej stałej wartości albedo. A jak widać z powyższego rysunku na tak zimnej Ziemi albedo (przynajmniej w zastosowanym modelu [3]) wzrasta pod wpływem wzrostu ilości chmur w coraz zimniejszej atmosferze. Dla porównania napiszę, że Lindzen w 1995 roku oceniał efekt usunięcia CO2 z atmosfery na oziębienie o zaledwie 3,53 C (zakładając 40% pokrycie chmurami). Czyli znów mylił się około dziesięciokrotnie.

A jak by wyglądał rozkład temperatur na takiej Ziemi? Proszę bardzo:

Na osi pionowej mamy szerokość geograficzna a na poziomej czas. Widać, że pod koniec tych 50 lat oziębiania [4] temperatury dodatnie (czyli otwarta niezamarznięta woda) występują tylko w okolicach równika.  Czyli mamy epokę lodową? Nawet gorzej: to jest kula śnieżna Ziemia (“Snowball Earth“) czyli sytuacja jaka się rzeczywiście zdarzyła kilkakrotnie w historii planety około 2,2 mld lat temu i parę razy z rzędu miedzy 800 a 600 mln lat temu [5]. Zlodowacenia były wówczas praktycznie wszędzie, a to że tu teraz jesteśmy zawdzięczamy tylko i wyłącznie dwutlenkowi węgla. W skali geologicznej jedynymi procesami jakie maja znaczenie dla jego koncentracji to wulkanizm (jako źródło) i rozpuszczanie (erozja) skał wulkanicznych (powodujący ubywanie CO2). Wulkanizm w czasie tego kataklizmu działał nadal ale skały były przykryte lodem. Po iluś tam milionach lat musiało to doprowadzić do takiego wzrostu koncentracji CO2, że pomimo olbrzymiego albedo lodu, Ziemia w końcu się odlodziła. Ślady tych olbrzymich koncentracji w postaci złóż skał węglanowych widać po każdym takim epizodzie. Olbrzymie ilości zakopanego węgla z CO2 po każdym z tych zlodowaceń powodowały wzrost koncentracji atmosferycznego tlenu [6] i nie przypadkiem po każdym z nich jego koncentracja atmosferyczna wzrastała. Zaraz po ostatnim takim epizodzie 635 mln lat temu zaczyna się “wybuchowo” rozwój życia wielokomórkowego. Najwyraźniej wreszcie jest dla niego wystarczająco dużo tlenu. Ale to już inna historia…

[1] Lacis, A., Schmidt, G., Rind, D., & Ruedy, R. (2010). Atmospheric CO2: Principal Control Knob Governing Earth’s Temperature Science, 330 (6002), 356-359 DOI: 10.1126/science.1190653

[2] ModelE produkcji Goddard Institute for Space Studies (GISS), z rozdzielczością 4 na 5 stopni.

[3] Chmury i ich reakcja na wymuszenia to najsłabsza część współczesnej fizyki atmosfery więc ten akurat efekt do najmocniejszych konkluzji artykułu nie należy. Jest nawet trudny do zrozumienia: skąd tyle chmur przy tak małej ilości pary wodnej? Częściową odpowiedzią może być to, że będą to głównie chmury kryształków lodu, a te utrzymują się w atmosferze dłużej niż chmury z kropelek wody. Dopisek: Po namyśle doszedłem do wniosku, że to bez znaczenia gdyż przy mniejszej ilości chmur albedo i tak by się zwiększyło jeśli pod spodem byłby głównie lód i śnieg.

[4] Ziemia potrzebuje tak długo aby się oziębić do nowej wartości równowagi jedynie dzięki olbrzymiej pojemności cieplnej oceanów. Gdyby ich nie było planeta równowagę osiągnęłaby w rok czy dwa.

[5] Właściwie uzyskany efekt to raczej Slushball Earth niz Snowball Earth gdyż mamy w tropikach trochę niezamarzniętego oceanu. Która z tych koncepcji odpowiada sytuacji podczas globalnych zlodowaceń w historii Ziemi jest nadal dyskutowane ale należy pamiętać, że Słońce było wówczas mniej jasne niż dziś (o czym też już pisałem) i wówczas bez CO2 w atmosferze Ziemia naprawdę mogła stawać się kulą lodową.

[6] Polecam tu książkę Nicka Lane’a “Tlen. Cząsteczka, która stworzyła świat” wydana także w języku polskim przez Prószyńskiego i S-kę.

42 thoughts on “Co by się stało z Ziemią gdyby z atmosfery usunąć CO2?”

  1. Ich wynik trochę mnie zaskoczył – tzn. a dokładniej, zmiana albeda tylko o 10%, w sytuacji gdy dwie trzecie oceanów pokryte jest lodem (to chyba średnia roczna?). No i zastanawia mnie, jak wygląda sytuacja na lądach, gdzie też powinno spaść trochę śniegu…

  2. Zgoda. Ich model ma prawdopodobnie w tej sytuacji za dużo chmur i za małe albedo. Możliwe, że po prostu wykroczyli poza zakres jego stosowalności (nie znam zupełnie tego modelu).

    Ale żeby tego ktoś opatrzenie nie zrozumiał: ich model prawdopodobnie zaniża zmiany temperatury (w dół) w przypadku zmniejszenia koncentracji gazów cieplarnianych (innych niż para wodna) do zera. Tzn. na prawdę mogłoby być jeszcze zimniej.

  3. Ktoś na wykopie (wykop.pl), gdzie zlinkowano ten tekst, zauważył że gdyby usunąć z atmosfery cały CO2 to roślinność wymarłaby za wkrótce po tym (z jej braku) także zwierzęta.

    To zasadniczo prawda, ale celem tego artykułu (i mojego wpisu), nie były plany dokonania takiej biologicznej hekatomby ale sprawdzenie jak bardzo klimat Ziemi zależny jest od obecności tego gazu śladowego w atmosferze. Okazuje się, że bardzo.

    Ale pytanie czy życie całkiem by wymarło jest ciekawe samo w sobie. A to dlatego, że nawet gdyby jakiś zły mag usunął nagle cały CO2 z atmosfery, dość szybko by się on tam znów pojawił. Po pierwsze, ta gnijąca z braku dwutlenku węgla roślinność lądowa sama byłaby źródłem… CO2. I to pokaźnych ilości. Po drugie, jeśli mag zapomniałby usunąć CO2 także z oceanów to wkrótce w wyniku wymiany morze-atmosfera przywróciłyby one koncentracje CO2 do prawie dzisiejszych wartości (pewnie podobnych jak przed-przemysłowe). Zasoby węgla nieorganicznego w oceanach (czyli tego co się robi z CO2 po rozpuszczeniu w wodzie) przekraczają znacznie (tzn. o całe rzędy wielkości) masę tego gazu w atmosferze. I chociaż w równowadze z atmosferą w krótkiej skali czasowej jest tylko powierzchniowa warstwa wymieszana (mixing layer) to nawet ona mogłaby pewnie uratować przynajmniej te bardziej odporne na niskie koncentracje rośliny. A w strefach upwellingu, gdzie ocean wynosi na powierzchnię wody bogate w węgiel nieorganiczny, życie morskie mogłoby nawet nie zauważyć, że coś się zmieniło.

    Byłoby to oczywiście wielkie wymieranie, pewnie większe niż to 65 mln lat temu, ale sądzę, że jednak nie totalne.

    Ale gdy po paru latach przyszedłby na cała planetę (może wyjątkiem równika) całoroczny mróz, to okres istnienia organizmów wielokomórkowych mógłby się na tej planecie zakończyć.

  4. Dodam dla wyjaśnienia parę słów o skalach czasowych. Gdyby usunąć CO2, roślinność lądowa (cała lub większość). wymarłaby w parę miesięcy. To by już podniosło trochę koncentrację CO2 ale pewnie za mało aby zatrzymać epokę lodową. Jak wynika z wykresów z omawianego artykułu, epoka lodowa rozwinęłaby się w około 10 lat. Może nie byłaby globalna bo ocean też by już zdążył oddać już trochę CO2. Jednak pełne wyrównanie ciśnień parcjalnych między oceanem i atmosferą zajęło ponad 1000 lat (1500-1800 lat to okres pełnej wymiany wód oceanicznych – tzn. czas od którego “najstarsze” wody nie miały styczności z atmosferą), a jeśli ocean pokryty byłby lodem to nawet dłużej. To by pewnie zakończyło tę epokę lodową. Jeśli to nie wystarczyłoby aby roztopić planetę o bardzo dużym albedo (tzn. białą) to wulkanizm wykończyłby ją “już” po kilku czy kilkunastu milionach lat (przypominam: brak erozji skał wulkanicznych chronionych lodem usunąłby główną ścieżkę usuwania CO2 z układu ocean-atmosfera w geologicznej skali czasu).

    Byłoby dość ironiczne gdyby życie wielokomórkowe rozpoczęte przez globalne zlodowacenie (i związany z nim wzrost koncentracji tlenu) zastało zakończone także przez epokę lodową (chociaż może nie na zawsze bo przecież tlen nadal byłby w atmosferze więc ewolucja może zrobiłaby swoje). Jednak ponieważ źli magowie usuwający CO2 z atmosfery na razie nie istnieją (w przeciwieństwie do uczniów czarnoksiężnika – czyli nas – pompujących ten gaz do atmosfery ile wlezie) to są to oczywiście jedynie eksperymenty myślowe (Gedankenexperiment), jak to nazywał Einstein.

  5. ClimateProgress ma teraz wpis na ten sam temat (o dzień późniejszy niż mój).:
    http://climateprogress.org/2010/10/18/carbon-dioxide-thermostat-controls-earth-temperature/

    Wnioski oczywiście te same i nawet ilustracje (nie dziwota bo pochodzą z tego samego omawianego artykułu). Czego natomiast nie wiedziałem, to fakt iż Lacis był przez krótką chwilę bohaterem denialistów z powodu jego ostrej krytyki IV raportu IPCC pięć lat temu. Oto przykład:
    http://wattsupwiththat.com/2010/02/09/hansen-colleague-rejected-ipcc-ar4-es-as-having-no-scientific-merit-but-what-does-ipcc-do/

    Jest to więcej niż śmieszne, bo krytyka Lacisa była spowodowana tym, że IPCC była jego zdaniem zbyt ostrożna w przypisaniu ludziom odpowiedzialności za globalne ocieplenie. A jest to chyba dokładnie odwrotny powód niż to, za co IPCC krytykują denialiści.

  6. Ten sam zespół (tzn. Lacis i Schmidt) opublikował też właśnie artykuł w JGR, w którym dokładniej rozdzielają “zasługi” w efekcie cieplarnianym pomiędzy składniki atmosfery (nie tylko gazy ale także chmury i aerozol):
    http://pubs.giss.nasa.gov/docs/2010/2010_Schmidt_etal_1.pdf

    Oczywiście są to te same liczby, które występują w ich artykule w Science. Ale jest tam dodatkowo jeden fascynujący “nugget”. W podziękowaniach na końcu autorzy piszą:
    “This note arose from discussions on RealClimate.org (www.realclimate.org/index.php/archive/2005/04/water‐vapor‐feedback‐or‐forcing/) that attempted to crudely quantify this issue.”

    No, no. Artykuł naukowy, który wyrósł z wpisu na blogu o klimacie! Czego sobie i Wam także życzę 😉

    Dopisek: Autorzy sknocili ten link w swoim artykule, pisząc w nim po amerykańsku “vapor” zamiast brytyjskiego “vapour”. Poprawny link to:
    http://www.realclimate.org/index.php/archives/2005/04/water-vapour-feedback-or-forcing/

  7. Lacis wyjaśniał to później u Revkina:

    http://dotearth.blogs.nytimes.com/2010/02/09/does-an-old-climate-critique-still-hold-up/
    http://dotearth.blogs.nytimes.com/2010/02/12/nasa-scientist-adds-to-views-on-climate-panel/
    http://dotearth.blogs.nytimes.com/2010/02/17/lacis-at-nasa-on-role-of-co2-in-warming/
    http://dotearth.blogs.nytimes.com/2010/02/17/part-2-a-scientists-defense-of-greenhouse-warming/

    “There is a great deal of irony in this basically nonsensical stuff, some of which I find rather amusing. The global warming denier blogs, where this issue first came up, seem to think that I was being critical of the I.P.C.C. report in the same way as seen from their perspective, and, as a result, I have received e-mails from the denier crowd hailing my remarks and commending me for “speaking up” on this important topic.

    Little do they realize that the basic thrust of my criticism of the I.P.C.C. draft was really to register a clear complaint that I.P.C.C. was being too wishy-washy and was not presenting its case for anthropogenic impact being the principal driver of global warming as clearly and forcefully as they could, and should.”

    “No, no. Artykuł naukowy, który wyrósł z wpisu na blogu o klimacie!”

    To nie jest pierwszy raz, kiedy ktoś pisze artykuł w zasadzie wyłącznie po to, by zdebunkować jakiś denialistyczny nonsens.

    Inny przykład:

    http://www.agu.org/journals/ABS/2009/2009GL037810.shtml

    Opublikowany w International Journal of Modern Physics B komentarz do Gerlicha i Tscheuschnera też powstała na blogu (Rabett Run).

  8. No tak ale to jest coś lepszego niż po prostu odpowiedź na poglądy denialistów. To rozbudowany wpis z blogu opublikowany jako artykuł naukowy i to w wysoko ocenianym czasopiśmie. A czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Ale może to dobry pomysł 😉

  9. To nie jest artykuł naukowy. Grinpisowski bajzel. CO2 prawdopodobnie ma 10 krotnie ale niższy od 2% wpływ na zmianę klimatu czyli 0,2% a nie 20%. Tym którzy wierzą w takie artykuły proponuję stanąć w kolejce po zdrowy rozsądek no i kupić trochę oleju do głowy

  10. @Piotr

    Artykuł jest naukowy, oni te procenty wyliczyli. Szczegóły są w artykule, który wyszedł równolegle w Journal of Geophysical Research. Piszę o tym powyżej w kometarzach i nawet zamieściłem link do powszechnie dostępnej wersji PDF.

    Zresztą wartości jakie im wyszły podobne są do tego co wychodziło poprzednikom (np. Trenberthowi). To żadna sensacja. Po prostu użyli nowszych danych o spektralnej absorpcji składników atmosfery.

    Natomiast Twoja “recenzja” to wynik fanatycznego chciejstwa, nie podpartego żadnymi faktami. Sądząc z wartości jaką palnąłeś jesteś 10 razy gorszym fanatykiem niż Lindzen. On też nigdy nie podał jak doszedł do tych 2%. Czyli jego wartość to też żadna nauka. Niestety. Bo Lindzen tak ogólnie to inteligentny facet.

  11. “To nie jest artykuł naukowy. Grinpisowski bajzel.”

    A czytałeś go w ogóle? Czy bez czytania wiesz, jak każdy denialista, że to wszystko kłamstwo i spisek naukowców?

  12. @doskonaleszare
    Bardziej polityczny spisek niż naukowców. Cała nauka wokół efektu cieplarnianego jest bardzo upolityczniona. Pieniądze które są wydawane na badania w kierunku dowodów na to że global warming istnieje są wydawane w przeraźliwie wysokich ilościach. Natomiast na badania naukowe związane z obaleniem TEZY nie wydano ani centa. Oczywiście wszystko to pociąga za sobą korzyści po pierwsze dla naukowców którzy te pieniądze dostają a po drugie dla polityków którzy pieniądze zabierają przemysłowi za emisje CO2. Poszukam poważnych publikacji i podam linka. Powinniście poznać też argumenty tej drugiej strony, a nie ślepo wierzyć w ekosrake

  13. jak by się dało wlepiać pliki w pdf to może bym wrzucił jakieś artykuły jeszcze na które nie ma linka

  14. @Piotr

    Masz jakąś dziwną koncepcje badań naukowych. Grant badawczy nie dostaje się na wykazanie takiej czy innej czułości klimatu na wymuszenie radiacyjne itp. Pieniądze dostaje się na badania danego zagadnienia i nie są one związane z tym czy dostaniesz wynik dodatni czy ujemny. Nie wiem czy sam jakąś dziedzinę nauki reprezentujesz ale jeśli u Ciebie tak jest, że trzeba w proposalu pisać co Ci wyjdzie jako wynik badań to musi być jakaś dziwna. Filatelistyka Podlasia Południowego, czy coś w tym stylu…

    Poza tym, proszę mi nie wklejać więcej wypocin medyków na temat klimatu. Odpowiedź na te bzdury ze strony prawdziwego klimatologa można przeczytać tu:
    http://www.climatesciencewatch.org/file-uploads/Comment_on_Robinson_et_al-2007R.pdf
    (ostrzegam: 23 strony).

    Ja nawet nie będę komentował tego bełkotu. Pierwszy z tych artykułów wyszedł (niestety) w Climate Research. Taka wpadka recenzentów i edytora, który ich dobrał spowodowało rezygnację kilku osób z rady redakcyjnej, w tym samego von Storcha (też w swoim czasie bożyszcza denialistów, co zresztą wynikało li tylko z ich głupoty). Jest o tym nawet w artykule Wikipedii o tym czasopiśmie:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Climate_Research_%28journal%29
    (zasadniczo prawie tylko o tym!)

    Drugi wyszedł w czasopiśmie ściśle medycznym. Tego nie trzeba nawet komentować.

    Streszczenie dla menadżerow: to jest blog o nauce a nie o pseudonauce. Więcej nie będę tolerował wrzucania tutaj tekstów rażących kompletnym brakiem wiedzy o omawianym temacie.

  15. Streszczenie dla menadżerow: to jest blog o nauce a nie o pseudonauce. Więcej nie będę tolerował wrzucania tutaj tekstów rażących kompletnym brakiem wiedzy o omawianym temacie.

    W takim razie wycofuje z uczestnictwa tego blogu o nauce i przepraszam za wypowiedź na naukowym blogu. Nie da się dyskutować po za tym przeczytał byś te wypociny medyków (i nie tylko) w końcu. Boisz się że Cie argumenty przygniotą. Co Ty mi podajesz linki do wikipedii? Przecież to jest jasne że jak taki artykuł wychodzi to musi być kontrowersyjny, bo daje inne światło na problem, po za tym takie artykuły trzeba zbesztać i zlinczować bo poważnie szkodzą pieniądzom ekologów (zarówno pieniądzom tych głupich jak i tych mądrych ekologów). A tego pierwszego linka nie chciało mi czytać jak znajdę czas to rzucę okiem.

    Koncentracja CO2 ZALEŻY od temperatury na ziemi. Dowodem na to jest to że klimat nie staje się cieplejszy od wyższego stężenia tego gazu natomiast można zauważyć odwrotną zależność. Zawsze kiedy robiło się cieplej CO2 po jakimś czasie rosło.

    Ziemia sobie poradzi i tak i tak i beze mnie i bez marnych ekologów i z elektrowniami węglowymi i bez nich. Poradziła sobie wcześniej poradzi i w przyszłości. Jak jeszcze nie było roślinności było mnóstwo CO2 w atm. później rośliny to przerobiły na swoją biomasę i mamy teraz dzięki temu potężne magazyny węgla kamiennego brunatnego, ropy które znowu możemy uwolnić do atmosfery. Ziemia, rośliny są na takim etapie że zachowają tą równowagę homeostazę i wszystko się samo ureguluje czy z Tobą czy bez. Bo widzisz pytałeś jaką dziedzinę nauki reprezentuje, nie jest to ekologia, powiedzmy dziedzina przyrodniczo-techniczna, ale co najważniejsze skończyłem gimnazjum a później szkołę średnią i tam na lekcjach biologii uczyłem się, wchłaniałem wiedzę o tym że CO2 jest wchłaniane przez rośliny z udziałem UV by móc to zamienić później na swoją biomasę. Nie jest tajemnicą że do upraw szklarniowych dodawane jest CO2 ŻEBY ROŚLINY SZYBCIEJ ROSŁY i tu już widać (sam obserwowałem wzrost szklarniowy z CO2) że stężenie tego gazu ma bardzo duży wpływ na szybszy wzrost roślin. I tu nie jest trudno wywnioskować co się stanie z nadwyżką dwutlenku węgla w przyrodzie. Ziemia sobie z tym nie poradzi? A najbardziej mnie śmieszą dodatki do czegoś tam biopaliw tj. bioetanol w celu redukcji emisji CO2 no istny absurd

    Tacy jak ty będą się wysilać i prężyć byle by wcisnąć kit porządnym ludziom. Wymyślono teraz nowy o absorbcji promieniowania przez CO2 i dalej z uporem wciskanie kitu. CO2 w jeszcze niższych stężeniach niż aktualnie absorbowało by i tak tyle samo fal w tym zakresie więc podwyższanie stężenia mało zmieni. Odpowiedzialne za trzymanie ciepła według mnie może być para wodna, chmury.

    Jeżeli chodzi o wyniki badań to w mojej ocenie klimatolodzy “wierzący” nie mają za grosz obiektywizmu i teorię o globasie kutasie przyjmują za pewnik. Tym czaem nie ma jeszcze dowodów naukowych na istnienie tego zjawiska. No chyba że badania pani która w telewizji pokazuje dwie butelki i ogrzewa je żarówkami uznać z naukowe odkrycie to się zgodzę (pewnie wiesz o czym mówię). Według mnie czasopismo ekologiczne nie odważy się podać artykułu naukowego “przeciwko” bo by wywołało kontrowersje jak wcześniej wspomniałeś i nie będą ryzykować. Dlatego artykuł ukazał się w jakimś medicinal sience czy cos takiego

  16. @Piotr

    Gdybyś przeczytał “O blogu” wiedziałbyś, że celem jego jest wyjaśnianie w przystępny sposób aktualnych osiągnięć nauki w dziedzinie badań nad klimatem, a nie dyskusja z pseudonauką. Od tego są inne miejsca. Tu żadnej dyskusji analogicznej do “ewolucjoniści debatują z kreacjonistami” nie będzie.

    Natomiast jeśli w poważnych czasopismach naukowych pojawią się wyniki podważające nasze obecne poglądy na temat tego jak działa klimat, na pewno będzie tu można o tym przeczytać. Już chyba pisałem, że ja nie jestem psychologicznie przywiązany do żadnej teorii naukowej. Istotna jest dla mnie prawda naukowa.

  17. Witam,
    Czy “kula śnieżna Ziemia” to już fachowe określenie na “Snowball Earth” (lub “Snowball event”)? “Snowball” to “śnieżka”. Ja bym proponował nazwę “Ziemia-śnieżka”.

    pozdrawiam

  18. @PTR

    Spytam nieco w stylu Piłata: A co to jest fachowe określenie? Jeśli nie wyszły z tej dziedziny jeszcze żadne podręczniki akademickie? To nie jest chemia i (na szczęście!) nie mamy żadnej komisji do spraw terminologii [1]. Liczy się zatem praktyka użycia. Zresztą znam przypadki gdy praktyka wygrała z podręcznikiem i autor sam w następnym wydaniu zmienił polską nazwę danej wielkości na ogólnie używaną.

    A co do “Snowball Earth” to wyraźnie są dwie szkoły, co łatwo sprawdzić Googlem. Wikipedia używa “śnieżki”. Ja wolę “kulę śnieżną” bo śnieżka kojarzy mi się z królewną. Google mówi mi, że tej “mojej” używała ją Wyborcza (drugiej zresztą też) i co nawet ważniejsze uczono już studentów używając tej wersji.

    Podsumowując: po mnie proszę się nie spodziewać, żebym użył nazwy Ziemia Kopciuszek Śnieżka…

    [1] Fizycy zresztą często i tak nie uznają tych ustaleń tej komisji chemicznej które “wyrastają poza chemię”, takich jak “ditlenek węgla”. Oto przykład:
    http://wyborcza.pl/1,75476,2284709.html
    polecam też dyskusję o tym głosie prof. Wróblewskiego
    http://forum.gazeta.pl/forum/w,32,15773644,15773644,Komentuje_prof_Andrzej_K_Wroblewski_fizyk_.html

    Dlatego ja także używam konsekwentnie nazwy, której mnie nauczono.

  19. Na blogu Elli Rabeta pojawiło się video z wykładu/debaty Andy Desslera z Richardem Lindzenem. W tej debacie jak się wydaje zgodzili się obaj z oszacowaniem podstawowej czułości klimatu na podwojenie CO2 w wysokości 1.2 K.
    http://rabett.blogspot.com/2010/10/andy-dessler-smokes-richard-lindzen.html

    A poza tym ditlenek węgla powoduje u mnie ból zębów promieniujący do czaszki. Mam nadzieję, że chemicy jednak wrócą u siebie do przyjętej powszechnie nazwy.

  20. @pohjois

    Trywialnie łatwo policzyć, że czułość klimatu na podwojenie dwutlenku węgla o nawet te 1.2 K (zamiast powszechnie uznawanego przedziału ze środkiem około 3.0 K) nijak się ma do omawianych tu 2% udziału tego gazu w efekcie cieplarnianym. A oba poglądy pochodzą z tego samego mózgu, widać mocno skomplikowanego.

  21. @pohjois

    1,2 K to wartość czułości bez sprzężeń, i można ją znaleźć na s. 78 pierwszego raportu IPCC 😉

    Lindzen twierdzi natomiast, że sprzężenia są słabe i niwelują się wzajemnie, Dessler – wręcz przeciwnie.

    BTW Dessler właśnie opublikował fajny artykuł debunkujący popularny argument denialistów “reanaliza NCEP pokazuje spadek wilgotności ergo nie ma sprzężenia związanego z parą wodną”.

  22. 1,2 K to wartość czułości bez sprzężeń, i można ją znaleźć na s. 78 pierwszego raportu IPCC 😉

    Właśnie. Ale ta sama wartość (ze względu na logarytmiczną zależność, o której już tu pisałem) odpowiada też zmniejszeniu koncentracji CO2 o połowę (bez sprzężeń). A te 1,2 K to przecież prawie 4% całego efektu cieplarnianego (33 K), a wiadomo, że następna połowa musi mieć większy wpływ na temperaturę (znów z logarytmiczności efektu przynajmniej od koncentracji 100 ppm w górę – gdzieś niżej zaczyna się obszar liniowej zależności). Czyli czułości 1,2 K na dwukrotną zmianę koncentracji CO2 musi odpowiada więcej niż 8% całego efektu cieplarnianego. Ergo: 2% Lindzena to jawna bzdura.

    Oczywiście ta wartość jest to dużo większa niż 8% (logarytm jest silnie nieliniowy, a do 100 ppm daleko). I to właśnie tę większą od 8% wartość udziału CO2 w całkowitym efekcie cieplarnianym Lacis i inni wyliczyli na 20% używając dobrych modeli spektralnych absorpcji atmosferycznej typu line-by-line.

  23. Rzeczywiście, słuchając tych wykładów stwierdziłem, że umysł pana Lindzena musi być dość skomplikowany. Bo z jednej strony zgodził się z czułością wyjściową wielkości 1.2, zaprezentował dość istotną dziurę w wiedzy na temat temperatur w górnych warstwach atmosfery (cytował dwa raporty opierające się na bezpośrednich pomiarach temperatur gdzie wykazana była niezgodność z ogrzewaniem przez gazy cieplarniane) na który Dessler miał odpowiedź w postaci raportu opierającego się o pomiary niebezpośrednie.
    Czyli się zachował jak normalny naukowiec dyskutujący o świecie.
    Z drugiej strony nie odniósł się właściwie w żaden sposób do głównej tezy Desslera, że jest ogromna ilość danych wskazujących na takie a nie inne wartości sprzężeń cząstkowych i ogromna ilość danych wskazujących spójnie na występowanie globalnego ocieplenia.
    Zastosował kiepski chwyt z pokazywaniem zmienności danych dziennych indywidualnych implikując, że trend średniej takiej niewielkiej skali nie ma żadnego znaczenia w żaden sposób nie odnosząc się do zaprezentowanych przez Desslera danych – że średnia różnica temperatur między zlodowaceniami a dzisiaj to było tylko 5 stopni.

    Generalnie ze strony Lindzena dyskusja na poziomie blogowych denialistów, dokładnie odpowiadająca opisanej przez Desslera strategii siania wątpliwości.

    Problem polega na tym, że gdybym nie był fizykiem interesującym się amatorsko tematyką, to po tej debacie odniósłbym dokładnie takie wrażenie o jakie chodzi denialistom – że “science is not settled”.

  24. Lindzen to inteligentny człowiek czyli dobry manipulator. To samo mniej więcej pisze o nim Hansen w swojej książce “Storms of my grandchildren”. Obaj byli w tej samej prezydenckiej komisji, która miała przedstawić politykom wyniki badań klimatycznych. Lindzen skutecznie siał wątpliwości i skutek był łatwy do przewidzenia.

    Można o tym przeczytać na tej stronie streszczającej ten właśnie fragment książki Hansena:
    http://politics.gather.com/viewArticle.action?articleId=281474978119361

    Z tego by wynikało, że Lindzen robi to dość cynicznie. Nie jest to ani etyczne ani wesołe. Oczywiście zawsze jest jeszcze taka możliwość, że to wszystko to skutki guza mózgu i niesłusznie go podejrzewamy o złe intencje.

  25. Myślę, że nie każdy inteligentny człowiek jest dobrym manipulatorem ;-).
    Natomiast obraz Lindzena po tym jego wystąpieniu jest dla mnie bardzo negatywny. Wygląda rzeczywiście na bardzo sprawnego manipulatora.

  26. >>Myślę, że nie każdy inteligentny człowiek jest dobrym manipulatorem<< Potencjalnie. Tego słowa rzeczywiście zabrakło w moim komentarzu. Tzn. inteligentny człowiek jeśli chce to potrafi manipulować. Jeśli chodzi o Lindzena to mnie (tak jak jego antagonistę Hansena) najbardziej przekonuje o cynizmie Lindzena jego wcześniejsza obrona przemysłu tytoniowego dokładnie tą samą metodą twierdzenia, że statystyka jest za słaba itp. itd. W jednym i drugim przypadku brał o ile mi wiadomo pieniądze koncernów na podróże jako "koszta tournee wykładów" czy coś w tym stylu. Tu też pokazał, że jest inteligentny: nie brał od nich pieniędzy na badania. Mógł dzięki temu dalej ogłaszać się niezależnym ekspertem (chociaż skąd niby wzięło się jego eksperctwo medyczne to już inna kwestia).

  27. Nic nie znalazłem o związkach Lindzena z przemysłem tytoniowym. Masz jakiś link?
    Swoją drogą – facet chyba niedługo przejdzie na emeryturę, więc jego siła rażenia spadnie…

  28. Lindzen ma to szczęście, że tytoniem zajmował się zanim Internet stał się czymś więcej niż sposobem porozumiewania kilku ośrodków komputerowych. Jego nazwisko jednak dziwnie często padało w dokumentach koncernu Phillip Morris jakie opublikowano w czasie jakiejś rozprawy o odszkodowania za raka płuc ale części z nich już nie ma w Internecie:
    http://www.wunderground.com/blog/ScienceCop/comment.html?entrynum=36&tstamp=200606

    W tym wypadku nawet bardziej wierzę Hansenowi, który znał Lindzena już w tym czasie niż tym strzępkom dokumentacji. I temu, że Lindzen nawet wiele lat później nie zmienił zdania co do niebezpieczeństwa związanego z paleniem (np, na stronie 2 tego wywiadu dla Newsweeka z 2001 roku):
    http://www.newsweek.com/2001/07/22/the-truth-about-global-warming.html

    Jednak ja bym chętnie już zszedł z tematu Lindzena, bo nie po to zakładałem ten blog aby dyskutować o motywach sceptyków. Sama nauka o klimacie wydaje mi się znacznie ciekawsza.

  29. temperaturą średnią „efektywną” jaką powierzchnia Ziemi… Szanowny panie sam pan wie że nie istenieje coś takiego jak średnia temperatura poza tym nie ma przydządu którym można by było ją zmierzyć

  30. Szanowny Pan raczył nie zrozumieć co to jest temperatura efektywna i czym się różni od obserwowanej. Tylko ta druga pochodzi z pomiarów.

    A czy średnia globalna temperatury powietrza przy powierzchni Ziemi istnieje? Oczywiście. A kto Panu powiedział, że nie istnieje?.

    A co do “przydządu”, to meteorologia ma ich trochę. Kilka nawet krąży wokół Ziemi.

  31. @arctic

    Nie wiesz kto mu to powiedział???
    To z tego słynnego gniota “Falsification Of
    The Atmospheric CO2 Greenhouse Effects
    Within The Frame Of Physics” gdzie wybitna spólka Gerlichi i Tscheuschner w abstrakcie piszą:
    “By showing that (a) there are no common physical laws between the warming phenomenon in glass houses and the fictitious atmospheric greenhouse effects, (b) there are no calculations to determine an average surface temperature of a planet, (c) the frequently mentioned difference of 33 ◦ C is a meaningless number calculated wrongly, (d) the formulas of cavity radiation are used inappropriately, (e) the assumption of a radiative balance is unphysical, (f) thermal conductivity and friction must not be set to zero, the atmospheric greenhouse conjecture is falsified.”

    Wtajemniczonym polecam formalną replikę na tego gniota którą napisał A.P.Smith:
    http://arxiv.org/abs/0802.4324v1

  32. @whiteskies

    Musisz mi psuć zabawę? Czekałem czy się on powoła na ten 100-stronicowy stek absurdu.

    Największym, a może jedynym, ich osiągnięciem (z punktu widzenia fizyki, a nie denializmu) było pokazanie przez Gerlicha i Tscheuschnera, że na obracającej się planecie temperatura efektywna jest niższa niż na nieruchomej (bo trzeba uśredniać tak naprawdę temperaturę w czwartej potędze, zgodnie z prawem Stefana-Boltzmanna). I to prawda! Różnica jest dla Ziemi około 0.5 C.

    Zatem obalili efekt cieplarniany? Nie. Zwiększyli go o pół stopnia bo przecież ten efekt to różnica między temperaturą obserwowaną a mniejszą od niej efektywną.

    Ale to tylko parę stron z tych 100. Reszta to stek półprawd przeplatanych absurdami.

    W tym samym piśmie, które przepuściło ten gniot odpowiedzi udzieliło 6 fizyków (nie chemików jak twierdzili potem G & T). Jest to Halpern et al 2010 ‘COMMENT ON “FALSIFICATION OF THE ATMOSPHERIC CO2 GREENHOUSE EFFECTS WITHIN THE FRAME OF PHYSICS”’, International Journal of Moderm Physics B, 24, 1309-1332.

    Mam to ale nie wiem czy jest za darmo w sieci (mam w tej chwili na to za wolny Internet – przez komórkę z pociągu). Ale polecam!

  33. Pierwszy autor artykułu, Andy Lacis, odpisał mi na moje pytanie o zwiększoną ilość chmur w znacznie zimniejszym świecie bez CO2. Przyznał, że ten wynik jest poza zakresem z którego pochodzą zależności empiryczne używane z modelu. A za mało wiemy jeszcze o fizyce chmur aby te zależności wyprowadzić z praw podstawowych.

    A możliwość istnienia dużej ilość chmur w tak zimnym świecie przy małej ilości pary wodnej Lacis uzasadnia brakiem konwekcji. Są to zatem niskie chmury w warstwie granicznej (mieszania), z której para wodna nie ma jak uciec bez konwekcji. Stąd właśnie nieustające niskie chmury.

    Sprawdziłem, że ich model nie jest jedynym, któremu taki wynik wychodzi. Zimne światy miewają w wynikach modelowych mnóstwo chmur, szczególnie nad oceanami. Nadal nie bardzo w to wierzę (szczególnie nad zamrożonym oceanem) bo brak jakiegokolwiek aerozolu oprócz kryształków lodu powinien skutkować relatywnie niewielka ich ilością za to w miarę szybko by rosły (szybko jak na tak niskie koncentrację pary wodnej – czyli i tak dość wolno). Zatem istniałby jednak skuteczny mechanizm usuwania pary wodnej: depozycja małych kryształków lodu bez chmur. To się zdarza współcześnie w obszarach polarnych i nazywane jest “pyłem diamentowym”:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Diamond_dust

    Dlatego ja nadal sadzę, że Kula Śnieżna Ziemia miałaby raczej nieustające lekkie zamglenie kryształkami lodu, niż prawdziwe chmury. Czyli (nie mogę się powstrzymać z tym żartem) coś co po angielsku mogłoby się nazywać “permanent global Arctic haze”) 😀

  34. Pył diamentowy fantastycznie wygląda w słoneczne dni, kiedy temperatura wynosi grubo poniżej -10. Parę razy mi się udało go zobaczyć w takich warunkach – raz w Zielonej Górze w grudniu 1996, a ostatnio we Wrocławiu w styczniu 2006 bodajże.

  35. Pamięta ktoś jeszcze, że kwestionowałem dużą ilość chmur w bardzo zimnych i suchych warunkach w modelu, który używał Lacis i inni 2010? Nawet z nimi w tej sprawie korespondowałem. Teraz dopiera znalazłem artykuł o dwa lata wcześniejszy, który koryguje błąd modelu, polegający na produkowaniu za dużej ilości chmur w tych właśnie warunkach: Vavrus, Steve, Duane Waliser, 2008: An Improved Parameterization for Simulating Arctic Cloud Amount in the CCSM3 Climate Model. J. Climate, 21, 5673–5687.
    doi: http://dx.doi.org/10.1175/2008JCLI2299.1

    Co prawda to inny model (CCSM, a nie GISS) ale myślę, że to ten sam błąd.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *